Musi szukać dla siebie właściwego okrycia w postaci marynaty i sosu. Mięso dziczyzny jest bogatsze w białko niż mięso pochodzące ze sztuk hodowlanych.
Do tego wybiegane mięśnie zwierzyny są ubogie w tłuszcz i po upieczeniu mięso może być za suche, dlatego też zaleca się szpikowanie udźca słoniną lub boczkiem. Najdelikatniejsze mięsa, takie jak piersi bażanta, comber z sarny czy polędwica z jelenia to diamenty znalezione w grocie leśnej. Marynowanie ich powinno trwać krótko, do kilku godzin, a smażenie szybkie i gwałtowne, tak by zapiec mięso z zewnątrz, a w środku zatrzymać soki. Elementy kulinarne bardziej przerośnięte błonami i tłuszczem powinny być marynowane dłużej, nawet kilka dni.
Piecze się je najczęściej polewając obficie wytopionym tłuszczem. Można też mięso zawinąć w plastry boczku, pomiędzy które wkłada się liście laurowe dla nadania aromatu. Marynata do dziczyzny to przede wszystkim alkohol i miód. Czym mocniejszy trunek, tym marynowanie powinno być krótsze. Wybornie smakuje połączenie whiskey Chivas Regal z polędwiczkami z jelenia, odrobiną jałowca i sosem z owoców czarnego bzu, właśnie teraz zerwanych, gdy pierwszy mróz je sparzy. Sosy do mięsa z dziczyzny to w dużej mierze słodkie wariacje, złamane wytrawnymi trunkami i octami. Wszystkie owoce lasu, jak jarzębina, jeżyna, jagoda czy dzika róża doskonale się sprawdzają.
Trzeba tylko pamiętać o tym, by je przesmażyć na miodzie lub karmelu z winnym octem. Wszystkie suche zioła tym razem stawiam na pierwszym miejscu przed świeżymi. Jałowiec, kardamon, tymianek to wręcz pewniaki. Czosnek w niewielkiej ilości i koniecznie z łupiną, by zapach nie był zbyt arogancki.